Podczas gdy Polacy odwiedzają groby swoich bliskich z okazji Wszystkich Świętych w atmosferze zadumy i nostalgii, w Meksyku trwa jedna z najbardziej widowiskowych oraz zdumiewających uroczystości. Nie ma tu miejsca na smutek - jest to dzień, w którym umarli i żywi spotykają się, by razem ucztować. Pierwszego dnia świąt do rodzin przychodzą zmarłe dzieci, natomiast w Zaduszki dorośli (odwiedziny zarówno dzieci, jak i dorosłych oznajmiają kościelne dzwony).
Rodziny porządkują na tę okazję groby, przyozdabiają je kwiatami, zwłaszcza aksamitkami (tak zwanymi flores de muertos – kwiatami zmarłych), które mają moc prowadzenia zmarłych do ołtarzy postawionych ku ich czci.
Ołtarze (ofrendas) to zbiór przeróżnych rzeczy, które zmarły darzył jakąś sympatią – ulubione ubranie, potrawa, zabawki, cukierki, kandyzowane owoce. Przygotowuje się tzw. pan de muerto, czyli chleb zmarłych (specjalny wypiek ze słodkiego ciasta, kształtem najczęściej przypominający czaszkę), tequilę, calaveras de dulce (lukrowe czaszki z imieniem zmarłej osoby) oraz wiele innych specjałów, które znajdują się pod zdjęciem zmarłego, otoczonego świecami.
Już na jakiś czas przed świętami w sklepach można znaleźć mnóstwo rekwizytów związanych ze śmiercią. Są m.in. torty w kształcie trupów oraz zabawki-trumienki, z których po dotknięciu wyskakuje szkielet.
Rodziny ucztują na grobach. Pijący, palący i jedzący prosto z nagrobków Meksykanie to normalny widok w tym okresie. Na cmentarzu spędza się wiele godzin, nietrudno jest też spotkać grupy muzyczne grające wesołą muzykę.
Jak pisał Carlos Fuentes o Meksyku: „wierzący są tu nawet ateiści".
Jest to doskonałe miejsce na zdystansowanie się wobec tego, co nieuchronne. Śmierć w Meksyku to nic innego jak kolejna faza życia, którą przyjmuje się z pełną akceptacją.
Autor: Magda Mizera
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz