Chmary komarów, bezkresna dzicz, prażone owady na obiad, a w ramach rozrywki liczenie złapanych kleszczy. Czy są inne zalety podróży na ,,nieludzką ziemię”? Jaką magię kryje w sobie Syberia? Czy można tam wynająć Romów? O potędze przestrzeni i absurdach, które na niej spotykamy opowiada Tomasz Szudrowicz – uczestnik syberyjskiej wyprawy.
Tomasz Szudrowicz nad Bajkałem (zdjęcie Paweł Stopyra)
"Nie! U nas tylko dobra wódka!"
Justyna Rut: Jak nie zginąć pokonując Syberię?
Tomasz Szudrowicz: Latem , podkreślam latem, nie jest ona specjalnie wymagającym terenem. Jeśli ktoś trochę wędruje po polskich górach spokojnie tam sobie poradzi, ale należy wziąć pod uwagę, że odległości są większe, a i na szlaki nie ma co liczyć , nawet w miejscach rozwiniętych turystycznie. Trzeba zaopatrzyć się w mapę, a o dobrą mapę w Rosji wcale nie jest tak łatwo , więc warto zatroszczyć się o nią przed wyjazdem i nosić ze sobą więcej jedzenia. To jeśli chodzi o przetrwanie w terenie. Jeżeli chcemy przetrwać w Rosji polecam zaaplikować sobie dużą dawkę cierpliwości, która pomaga przy załatwianiu czegokolwiek.
J.R.: Z jaką największą przeszkodą zmierzyłeś się na ,,nieludzkiej ziemi” ?
T.Sz.: Byliśmy dobrze przygotowani i udało nam się uniknąć większości niespodzianek. Nie mogłem jednak uciec od owadów - czerwiec jest okresem wylęgu większości fruwających,, bestii” i przez całą tajgę towarzyszyła nam spora ich chmara. Jest to irytujące, ale można się przyzwyczaić. Drugą rzeczą są kleszcze - rejon, który odwiedziliśmy był szczególnie zagrożony kleszczowym zapaleniem opon mózgowych. Robiliśmy w pewnym momencie zakłady kto złapie więcej kleszczy. Wygrałem, bo miałem ich dziewięć, a mój kolega pięć. Chciałbym też jedną rzecz otwarcie powiedzieć - nieznajomość języka nie jest przeszkodą w podróżowaniu! Jasne, ułatwia pewne kwestie, ale spokojnie można sobie poradzić i bez tego. W Rosji warto znać sam alfabet i względne podstawy, a potem jakoś pójdzie.
J.R: Dla mnie Syberia kojarzy się z mrozem i milionami zesłańców. Jaki jest Twój obraz tego miejsca po swojej wyprawie?
T.Sz.: Syberia dla Polaków często znaczy jedynie zimno i miejsce zsyłek. Dla mnie są to przede wszystkim nieograniczone przestrzenie, potężna i dzika tajga, spalone słońcem stepy, wysokie i majestatyczne góry. A z czym mi się kojarzy? Z przestrzenią i magią, ale tą prawdziwą, szamańską.W pamięci mam obrazy drewnianych domów ze zdobionymi okiennicami, malowanymi płotami i ludzie - Buriaci, Rosjanie, szamaniści, lamaiści. Nie zapominam też o historii zsyłek Polaków, a zwłaszcza o dwóch istotnych postaciach jak: Benedykt Dybowski i Jan Czerski - zesłańcach, którzy przyczynili się w znacznym stopniu do poznania Syberii, więc ich nazwiska do tej pory widnieją na wielu mapach.
J.R.: Przedzieranie się przez tajgę, przeprawy przez rzeki, noclegi po gołym niebe, a na obiad prażone owady. Czy są to główne zalety syberyjskich podróży?
T.S.: (śmiech) Wszystko to tworzy podróż, ale nie jest jej celem. Chcąc zminimalizować koszty musieliśmy zrezygnować z wygodnych noclegów, więc spaliśmy pod namiotem. Przełom czerwca i lipca idealnie się do tego nadaje – jedynie w górach noce są zimne. Przedzieranie się przez tajgę czy rzeki to elementy trekkingu, choć zdradzę, że zrodził się w pewnym momencie pomysł załadowania na plecy większej ilości jedzenia i przejścia się ciemną tajgą ponad 100 kilometrów. Czas nas gonił na trwogę, więc zostało to odłożone na kiedyś, a prażone owady były po prostu odskocznią od paskudnych rosyjskich konserw.
J.R.: Czy degustowałeś coś poza tym ,,specjałem”?
T.S.: Szczerze niewiele, ale nie mogłem sobie odpuścić blin czy pirożków kupowanych od babusiek, podczas jazdy Transsibem. Skosztowałem też bajkalskiego endemitu - Omula, orzeszków z Limby Syberyjskiej oraz gumy do żucia z żywicy. Bardzo smakują mi rosyjskie lody i kwas chlebowy rozlewany z dużych, żółtych beczek z napisem KWAS. Wstyd się przyznać, ale na granicy ukraińsko-rosyjskiej pierwszy raz w życiu jadłem raki.
J.R.: Pojechałeś razem ze znajomym, ale czy miałbyś odwagę wybrać się tam sam?
Pojechaliśmy we dwóch. Człowiek boi się tego, co nieznane. Gdy się to pozna najczęściej przestaje być takie straszne, a często okazuje się w jakiś sposób lepsze od codzienności. Jak najbardziej, biorę pod uwagę samotną podróż na Syberię, ale to za kilka lat. W najbliższe wakacje planuję wybrać się sam na południe Europy.
J.R.: W biurze informacji turystycznej w Rosji widziałeś napis ,,Romms for rent”(tłum. ,,Romowie do wynajęcia”). Miałeś jakieś inne wzbudzające uśmiech sytuacje?
T.Sz.: Ktoś powiedział: ,,Rosja to nie kraj, to stan umysłu”. Było mnóstwo takich sytuacji, choćby przy próbie kupna denaturatu do kuchenki. Gdy mój współtowarzysz zapytał panią w sklepie czy jest owy specyfik, to usłyszał w odpowiedzi "Nie! U nas tylko dobra wódka!".
J.R.: Czy oczekując na autobus na przystanku skusiłeś się, aby wziąć czekającego w pobliżu konia i na nim kontynuować podróż?
T.Sz.: Mało korzystaliśmy z komunikacji lokalnej i większość kilometrów zrobiliśmy autostopem. Zdarzało nam się jechać tzw. marszrutką - to rodzaj prywatnych busów. Nie uznaje się w nich ograniczenia ilości pasażerów jak i ich bagaży, zwykle nie ma też oficjalnego rozkładu. Pojedzie jak pojedzie, a konie kusiły, bo jest ich dużo i najczęściej pasą się na dziko, bez płotów, pastuchów i drutów.
J.R.: Czy po takiej wyprawie zdecydowałbyś się zamieszkać na Syberii na stałe i założyć hodowlę reniferów?
T.Sz.: Ciekawe pytanie. Ciężko mi teraz na nie odpowiedzieć. Jestem raczej niespokojnym duchem i nie uważam siedzenia dłużej w jednym miejscu za spełnienie marzeń. Niewątpliwie na Syberię jeszcze wrócę, być może na dłużej. Mam już, mniej więcej, rozeznanie gdzie warto jeszcze pojechać i wiem, czego nie zdążyłem zobaczyć w okolicach Bajkału, bo w końcu Syberia jest potęgą przestrzeni!
J.R.: Dziękuję za rozmowę i życzę Ci udanej kolejnej wyprawy.
T.Sz.: Dziękuję.
Wywiad oryginalnie ukazał się w portalu turystycznym YouGO!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz